Jerzy Gorgoń rozegrał w reprezentacji Polski 60 meczy i 6 goli. Z kadrą zdobył złoty medal olimpijski z Monachium 72, wicemistrzostwo z Montrealu 76 oraz brązowy medal na mistrzostw świata 74 w Niemczech.
Finalista Pucharu Zdobywców Pucharów w 1970 roku (przeciwko Manchesterowi City w Wiedniu – 1:2). Kłopoty ze zdrowiem przerwały jego pracę trenerską w Szwajcarii, gdzie mieszka z rodziną.
Artykuł o Jerzym Gorgoniu autorstwa Pawła Zarzecznego – Historia Polskiej Piłki Nożnej, album 8
Ze wzrostem bliskim dwóch metrów i wagą dochodzącą do stu kilogramów (dokładnie 192 cm i 94 kg) górował nad rywalami pod każdym względem. A był do tego szybki, bojowy i nieustępliwy. No i jeszcze jedno strzelał bramki.
To dwa gole Jerzego Gorgonia (gdy Robert Gadocha spudłował z karnego) w meczu z NRD utorowały Polakom drogę do olimpijskiego złota w Monachium. W owym czasie nie istniały w znanej nam formie zakłady bukmacherskie w których można byłoby obstawić wyniki. W tamtym meczu znów trafił z rzutu wolnego, kopem iście atomowym, kiedy na mistrzostwach świata 74 Polacy gromili 7:0 Haiti.
Ten rodowity zabrzanin od dzieciństwa podpatrywał takich asów jak Szołtysik i Lubański, ale pewnie ze względu na posturę bardziej przydatny okazał się nie w grze ofensywnej, a w obronie. Tu też miał kogo podglądać – w Górniku wzorami defensorów, obrońcami europejskiej klasy byli Floreński i Oślizło. Od pierwszego uczył się nowoczesnych na owe czasy „wślizgów”, od drugiego gry głową, a od obu – przywiązania do barw klubowych.
Gorgoń zyskał światową renomę, bali się go najlepsi napastnicy świata, ale też wspomnieć koniecznie trzeba, że… bał się i on sam. Często przed najważniejszymi grami zgłaszał trenerom drobne dolegliwości (jak dziś jego następca na pozycji libero w kadrze – Łapiński). Szkoleniowcy najpierw się martwili, a potem przestali, posyłając „chorego” Gorgonia na boisko. Tak było w meczu z mistrzami świata z Brazylii, 6 lipca 1974 roku w Monachium, gdzie m.in. dzięki bezbłędnej grze „chorego” Gorgonia Polacy wygrali 1:0 i zapewnili sobie medalowe, trzecie miejsce.
Wybitni historycy polskiej piłki, np. Andrzej Gowarzewski, spekulują czy właśnie przez dziwną, niewytłumaczalną wprost nieobecność w jednym meczu Polacy nie stracili mistrzostwa świata! W tamtym czasie legalny bukmacher z pewnością wysunął by kurs na poziomie 1.5 na reprezentację Polski. Było to w roku 1978, w Argentynie, gdy Polacy w rozstrzygającej fazie turnieju walczyli z gospodarzami. Gorgoń, niezastąpiony środkowy obrońca nie wyszedł na boisko wcale. A znakomitego argentyńskiego napastnika Mario Kempesa trener Jacek Gmoch kazał pilnować… pomocnikowi Kasperczakowi. Ten sobie nie poradził, Kempes strzelił dwa gole, a na dodatek Deyna spartolił karnego i tak – choć szansa była wielka jak nigdy – mistrzami świata nie zostaliśmy.
Gorgoń nie ma dziś najmniejszej ochoty na wyjaśnianie zagadek przeszłości. Wystraszył się? Zachorował? Nie wiemy. Mieszka z rodziną w Szwajcarii, unika nie tylko dziennikarzy, ale i dawnych przyjaciół z Górnika i reprezentacji. Może wreszcie znalazi to, o czym marzył. Spokój.
- Spodziewaliście się przed wyjazdem do Monachium, że wygracie olimpijski turniej?
Trudno było się tego spodziewać, ale jadąc tam wiedzieliśmy, że trzeba będzie dać z siebie wszystko, aby osiągnąć dobry wynik.
- Co dla pana ma większe znaczenie, złoto w Monachium czy srebro za zajęcie trzeciego miejsca na MŚ w 1974 roku.
Uważam, że obydwa osiągnięcia były duże. Mimo wszystko wynik z 1974 r. postawiłbym wyżej.
- W 1978 roku Polska mogła zostać mistrzem świata w Argentynie. Dlaczego tak się nie stało?
Mistrzostwo świata to może za dużo powiedziane. Wyszliśmy z grupy i mogliśmy powalczyć o wejście do pierwszej czwórki. Inna wtedy była atmosfera. Byliśmy też cztery lata starsi. Nie czuliśmy też ręki naszego wielkiego trenera Kazimierza Górskiego.
- Jackowi Gmochowi zabrakło odwagi, żeby wystawić pana do gry w meczu z Argentyną?
W meczu z gospodarzami powinno postawić się na mocną defensywę. Gmoch preferował technikę, dlatego zdecydował się na Kasperczaka. Heniu był lepszy ode mnie w rozgrywaniu piłek, ale w obronie dostępu do bramki chyba ja byłem lepszy.
- Ma pan o to żal do Gmocha?
Na początku miałem, ale z perspektywy czasu wszystko się zatarło. Było, minęło, nie wróci.
Jerzy Gorgoń jest z wykształcenia technikiem-górnikiem oraz instruktorem piłki nożnej. Karierę rozpoczął juniorach MGKS Mikulczyce (późniejsza Sparta Mikulczyce Zabrze). W 1967 roku podpisał kontrakt z Górnikiem Zabrze, w barwach którego dnia 24 marca 1968 roku zadebiutował w ekstraklasie, kiedy to jego klub przegrał u siebie 1:2 z Zagłębiem Sosnowiec, a Gorgoń po pierwszej połowie został zastąpiony przez Zygfryda Szołtysika , a w całym sezonie 1967/1968, w którym klub zajął 3. miejsce, zdobył Puchar Polski oraz dotarł do ćwierćfinału Pucharu Europy, rozegrał 4 mecze, na stadionie zgasło światło i austriacki sędzia Paul Schiller bramki nie uznał, w konsekwencji czego
Jednak w następnych sezonach Gorgoń był już podstawowym, a zarazem jednym z kluczowych zawodników Górnikiem Zabrze. W sezonie 1968/1969, w którym dnia 22 czerwca1969 roku podczas wygranego 4:0 meczu u siebie z Pogonią Szczecin w 90. minucie zdobył swoją pierwszą bramkę w ekstraklasie , zdobył z klubem wicemistrzostwo Polski oraz obronił Puchar Polski, a w następnym sezonie zajął 3. miejsce w ekstraklasie, obronił Puchar Polski oraz osiągnął największy sukces polskiej klubowej piłki nożnej – dotarł do finału, w którym dnia 29 kwietnia 1970 roku na Praterstadion w Wiedniu zabrzański klub przegrał 1:2 z angielskim Manchesterem City.
W latach 1971-1972 Górnik Zabrze ponownie dominował na krajowych boiskach, zdobywając krajowy dublet (mistrzostwo i Puchar Polski) oraz w sezonie 1970/1971 dotarł do ćwierćfinału Pucharu Zdobywców Pucharów, w którym ulegli angielskiemu Manchesterowi City (2:0, 0:2, 1:3). W 1973 roku w plebiscycie katowickiego Sportu Gorgoń został uhonorowany Złotymi Butami.
W następnych sezonach Górnik Zabrze z Gorgoniem w składzie ze zmiennym szczęściem grał na krajowych i międzynarodowych boiskach: wicemistrzostwo Polski (1974), 3. miejsce w ekstraklasie (1977).
W czerwcu 1975 roku wracając z klubem z Francji pociągiem, był wraz z Andrzejem Szarmachem głównym bohaterem tzw. afery pociągowej. Otóż Gorgoń w stanie nietrzeźwym wywołał awanturę, w wyniku której został zdyskwalifikowany na sześć miesięcy, a Szarmach otrzymał karę w zawieszeniu . Mimo tego ówczesny selekcjoner reprezentacji Polski – Kazimierz Górski często mówił, że woli pijanego Gorgonia, niż trzeźwego Mariana Ostafińskiego .
W sezonie 1977/1978 mimo zdobycia Pucharu Ligi, niespodziewanie zajął ostatnie 16. miejsce w tabeli i po raz pierwszy w historii spadł z ekstraklasy, a w następnym sezonie zdecydowanie wygrał Grupę II i na sezon 1979/1980 wrócił do ekstraklasy, w którym zajął 6. miejsce, a dnia 24 maja 1980 roku w Łodzi Gorgoń rozegrał swój ostatni mecz w ekstraklasie, w którym po pierwszej połowie został zastąpiony przez Mariana Zalastowicza, a zespół przegrał 6:1 z Widzewem Łódź[6]. Łącznie w ekstraklasie rozegrał 220 meczów, w których strzelił 18 goli, a we wszystkich rozgrywkach rozegrał dla Górnika Zabrze 304 mecze, w których strzelił 27 goli.
Następnie wyjechał do Szwajcarii, gdzie grał w FC Sankt Gallen, z którym zajął 3. miejsce w Nationalliga A (1983) oraz dotarł do finału Pucharu Ligi Szwajcarskiej (1982). Po sezonie 1982/1983 i rozegraniu w klubie 78 meczów oraz strzeleniu 4 goli w wieku 34 lat zakończył piłkarską karierę.